Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

kich potyczek, krwawych aktów zemsty i bezprawia. Nikt już nie oglądał się na władzę, każdy bronił swego życia i mienia, walcząc z gwałtem, jakiego się dopuszczali zdemoralizowani wychodźcy ukraińscy. Niejednego trupa ukryła bujna trawa stepowa, a wichry wysuszyły go i, w proch obróciwszy, rozniosły po świecie.
Spirin podejmował nas bardzo gościnnie. Miał aż sześć żon, od starej już, liczącej 50 lat, do młodej, wiotkiej, jak trzcina, o dużych, tęsknych oczach sarny. Wszystkie te kobiety krzątały się w sąsiedniej jurcie, gdzie się mieściła kuchnia. Co chwila wnoszono coraz to nowe, a coraz smaczniejsze potrawy, a więc gorące „sułty“, czyli tłustą wypukłość z piersi barana, upieczoną na węglach; „czycherty“, czyli zupę z kury i żółtek; „szaszłyk“ z baraniny, posypanej jakiemiś kwaśnemi, suszonemi jagodami; „szaszłyk“ z cynaderek baranich; „azu“, czyli rodzaj węgierskiego gulaszu z baraniny; „tamałyk“, czyli naleśniki z grzybami i jagodami; słodki ser owczy i kozi; kompot z rumbarbarum, rodzynek, fig i daktyli. Wszystko to popijaliśmy „kumysem“ — kwaśnem, fermentującem mlekiem kobylem, czerwonym burgundem i prawdziwym szampanem, sprowadzonym na nasze przyjęcie z miasta. Po tej uczcie nastąpiło nieskończenie długie picie herbaty z konfiturami różnych gatunków, marmoladą, miodem i cukierkami, przy czem na przekąskę podawano angielskie biszkopty w blaszankach.
Picie herbaty, jako oficjalna część obiadu wschodniego, zwykle trwa bardzo długo i jest nużącem. Lecz Spirin uprzyjemnił nam ten czas. Rozkazał żonom wynieść przed jurtę kilka poduszek i kobierców, postawić niskie stoliki i zaprosił nas na „świeże powietrze“.