wodujących parowanie wody i czyniących ją coraz to bardziej skoncentrowaną, sól osadzała się prawie przez pół roku.
Obeszliśmy całe jezioro, które miało okrągłą formę i zawierało prawie zupełnie czystą sól kuchenną; w twardym pokładzie, leżącym na dnie, było jej 99.89%. Wreszcie, korzystając z upalnego dnia, postanowiliśmy się wykąpać, chociaż jezioro było zupełnie płytkie, niegłębsze nad trzy stopy.
Z tą kąpielą mieliśmy dużo kłopotu!
Gdyśmy się chcieli zanurzyć, nie mogliśmy tego uczynić, gdyż woda nas wyrzucała, jak wyrzuca puste butelki, szczelnie zakorkowane. Chcieliśmy pływać, z tem też była niemała uciecha, ponieważ leżeliśmy na wodzie, prawie się w niej nie zanurzając, tak, jakgdybyśmy się umieścili na podłodze. Tylko ta podłoga była jakaś nietrwała, obsuwała się i kołysała pod nami. Przewalaliśmy się na niej z boku na bok, z piersi na plecy.
— Do djabła! — krzyknął wreszcie Hak, śmiejąc się głośno. — A to dopiero skandal! Najgorzej, kiedy o człowieku powiedzą, że jest głupi, jak korek. A tu się czuję, jak najprawdziwszy korek, pływający na wodzie. Czyż i rozum mam korkowy?
Hak istotnie miał najzupełniejszą słuszność. Ciała nasze w swojej wadze były w takim stosunku do wody Szuneta, jak korek do zwykłej wody.
Nie udało nam się wykąpać, ale zato uczyniliśmy jedno ciekawe spostrzeżenie.
Zauważyliśmy mianowicie, że na jednym z brzegów jeziora coś się rusza, kierując się w naszą stronę. Czarny punkt zbliżał się, sunąc ku nam po powierzchni.
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.