Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

spirytusem i poddawanych długiemu gotowaniu z przeróżnemi jagodami i ziółkami. Wino to ma barwę zielono-brunatną i wstrętny zapach. Kilka kropel wina tarantulowego, dodanych do innego napoju, powoduje prawie natychmiastowe zemdlenie, które przechodzi po paru godzinach, zostawiając jednak po sobie długo trwający obłęd, zatracenie pamięci i nieprzytomne ruchy i słowa. W trakcie zemdlenia właściciel zajazdu rabuje kupca i jego ludzi, później zaś parobcy wywożą ich daleko w step i tam pozostawiają. Najczyściej ofiara nie może sobie uprzytomnieć, co się z nią stało i gdzie była ostatnio. Na tem się kończy cała przygoda. Jeżeliby zaś zrabowany przypomniał sobie cały przebieg sprawy i przybył ze swemi ludźmi, aby upomnieć się o zgubę, to w zajeździe też dają sobie z nim radę, wysyłając przeciwko pokrzywdzonemu uzbrojonych parobków, których werbują pośród ściganych zbrodniarzy, awanturników i innych „głów zatraconych“. Tacy to ludzie przybyli do samotnej chaty, gdzie się ukrywałem. Pan już się pewno domyślił, że właściciel chaty był fabrykantem „wina tarantulowego“. Straszne to rzemiosło, a jednak widziałem, że czynił on wiele dobrego. Z różnych stron ziemi kirgiskiej i z Siedmiorzecza, przybywali do niego chorzy na łamanie w kościach. Przybywali z opuchniętemi nogami i rękami, skuleni w kabłąk, ledwie suwając nogami. Ten fabrykant wina trującego wszystkich leczył chętnie i bezinteresownie. Dawał do picia jakąś trawę, dolewał do tego płynu swego straszliwego wina, które wtedy wcale nie działało tak odurzająco: kazał leżeć na słońcu, i po kilku dniach, pacjenci prawie już zdrowi, dziękując mu, odjeżdżali. Odwdzięczali mu się nie podarkami, lecz w inny sposób. Do-