Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

i kinematograficzny, zatrzymywał się co chwila, aby dokonać ciekawych zdjęć.
Olbrzymie świerki i dęby walczyły tu o miejsce i pożywienie dla swych korzeni, tam zaś, gdzie gleba składała się z suchych warstw piaszczystych, — sosny panowały nad wszystkiemi innemi gatunkami i ich wysokie, równe strzały górowały nad całą okolicą. W miejscach, gdzie turyści spostrzegali znaczniejsze bagniste niziny, las zmieniał się gwałtownie, bo tam znów dęby brały przewagę nad sosnami i świerkami, a potem same ustępowały miejsca olchom i gęstym zaroślom wierzb krzaczastych.
W dąbrowie nie uszły uwagi Stacha Wyzbickiego bezładnie poorane szmaty ziemi.
Uśmiechnął się zagadkowo i powiedział cichym głosem:
— Moglibyśmy tu zapolować na dziki... One to ryły tu tak zawzięcie..
— Zapolujemy tedy! — ożywił się nagle Jurek.
— W państwowych lasach nie wolno polować, bracie! — upomniał go Stach.
Jurek zaśmiał się i, mrużąc oko, uspokoił przyjaciela:
— Takie polowanie nie jest zakazane! Wy będziecie naganiaczami, a ja — myśliwym, strzelającym z objektywu kinoaparatu!
— Jeżeli tak, to zaczynajmy! — zawołał Olek.
Chłopcy z Marynią poszli wgłąb lasu, Jurek tymczasem ustawił aparat i czekał.
Dziki, które, jak się okazało, żerowały wpobliżu, niespostrzeżone nawet przez „naganiaczy“, na odgłos ich kroków ruszyły z krzaków i, jak na zamówienie, przedefilowały przed aparatem.

Sfilmowawszy odyńca, dwie samury[1] i warchlaka, Gruszczyński zaczął nawoływać:

  1. Maciory.