Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

kiwaniu zwierza. Nadzieje jego spełniły się, gdyż pomiędzy dwiema wysokiemi kępami wynurzył się wilk i, podniósłszy łeb, węszył. Stach strzelił. Wilk potknął się nagle i głową zarył w błocie. Drugi, przerażony strzałem, nieprzytomny ze strachu, wypadł z zarośli i parł wprost na chłopaka. Z odległości kilkunastu kroków, spostrzegł go jednak i chciał zrobić szybki zwrot, nieopatrznie wystawiając na strzał lewy bok. Młody myśliwy celną kulą zatrzymał go na zawsze.
Kilka starych basiurów, napędziwszy strachu naganiaczom, przerwało się przez nagankę, inne, czając się, kluczyły po moczarze, nie zbliżając się do stanowisk myśliwych. Naganiacze jednak wyszli na hało i parli naprzód z krzykiem i łomotem kijów. Teraz więc coraz częściej zaczęły padać strzały. Stach wypuścił dwie kule, lecz chybił, w pośpiechu strzelając przez krzaki.
Już naganiacze byli zupełnie blisko, gdy chłopak zwalił czwartego wilka.
Polowanie było skończone, Poleszucy ułożyli zabite wilki na brzegu rowu. Naliczono dwanaście sztuk na pokocie[1]. Najwięcej zdobył tego dnia Stach Wyzbicki — najmłodszy myśliwy z małym karabinkiem.
Huczki i gajowi z podziwem patrzyli na niego i kiwali głowami, mrucząc:
— Ten to strzela! Od takiego nic nie ujdzie! A flinta — niczem cacko!
Stach uśmiechał się skromnie, lecz w głębi duszy dumny był z siebie i zadowolony.

Pan Warski polecił gajowym zedrzeć skóry z wilków. Usiadłszy nad rowem, wypytywał Stacha o podróż i przygody, opowiadając mu nawzajem o życiu swojem na odludziu, w puszczy i zapraszając go wraz z kolegami do swej siedziby leśnej.

  1. Myśliwska nazwa miejsca, gdzie się składa upolowaną zwierzynę.