marzną topieliska, jeziora i potoki, zostaną zwiezione do wsi i złożone na suchych pagórkach lub na „podokach“[1]. Wiele też trudów wymaga obrona stad przed wilkami i szukanie krów, rozpierzchłych po bagnach. Pola orne — drobne i biedne nie dają dostatecznej ilości zboża, dlatego też Poleszucy wolą kupować mąkę lub ziarno, zarabiając pieniądze pracą w lasach rządowych i prywatnych, robotami na szosach i przy naprawie kanałów, rybołówstwem, bartnictwem i flisactwem.
Kobiety dużo czasu i wysiłku poświęcają zagonom, zasianym lnem, a potem — trzepaniu kądzieli, przędzeniu i tkactwu. Pod wpływem Polaków zaczynają już też zajmować się ogrodownictwem i hodowlą drzew owocowych, co niedawno jeszcze zupełnie tu nie było znane.
Za wioską, na nagim pagórku stała stara, krzywa sosna dziuplasta z kilkoma na niej barciami. Dokoła drzewa widniały pochylone w różne strony cienkie, czarne krzyżyki. Tak wygląda cmentarz poleski, gdzie tylko krzyż mówi o tem, że ktoś, kto już zakończył swój ciężki żywot na tej ziemi bagiennej, spi w niej, uspokojony na wieki. Na niektórych mogiłach leżały obciosane nakształt chatek kłody sosnowe z krzyżykiem na nich i okienkiem.
Sołtys, uśmiechając się pobłażliwie, objaśnił Jurka, że są to „naruby“, w których, jak twierdzą najciemniejsi Poleszucy, przebywają dusze nieboszczyków.
Marynia i Jurek na każdym kroku podziwiali przemyślność Poleszuków. Umieli bowiem leśno-bagienni ludzie zużytkować wszystko, co dawała ich ziemia. Baby zbierały „mannę“ — ziarna rośliny łąkowej, z której gotowano kaszę; szukały młodych pędów tataraków, słodkich korzeni różnych roślin — ulubiony przysmak dzieci i młodzieży; sączyły słodki sok — „oskołę“ z brzóz; kwasiły borówki, czernice, łochynię, żórawiny i dzikie jabłka;
- ↑ Podoki — pale z pomostem na nich.