kolegów — starszego o dwie klasy Jurka Gruszczyńskiego, największego siłacza w gimnazjum, i Olka Malewicza. Obaj byli kajakowcami i zamiłowanymi podróżnikami, więc też z radością przyjęli zaproszenie przyjaciela. Nazajutrz jednak Jurek przyszedł do Stacha i powiedział mu, że musi, niestety, odmówić udziału we wspólnej wyprawie, ponieważ przyjechała właśnie jego siostra, która uczy się w Krakowie, i że wobec tego spędzą razem wakacje w Warszawie, gdyż rodzice nie mają pieniędzy, aby wyjechać na letnisko.
Staszek, rumieniąc się, zaproponował zmieszanym nieco głosem:
— A możeby i Marysia wyruszyła z nami? Bardzo byłbym rad i opiekowałbym się nią w podróży... Jak myślisz, Jurku?
Ucieszony Gruszczyński pobiegł do domu rozmówić się z rodzicami i siostrą, a w dwa dni potem siedzieli już we czwórkę w przedziale wagonu, zdawszy poprzednio na bagaż dwa kajaki, starannie opięte płótnem. Pociąg mknął w kierunku Brześcia nad Bugiem i Sarn.
Na małej stacyjce nad Stochodem kompanja wysiadła, wyładowała kajaki i bagaże, a, rozmieściwszy je w łodziach, ruszyła w drogę z prądem rzeki. Płynęli nadspodziewanie wolno, ponieważ zatrzymywali się często. Jurek — zamiłowany fotograf, nieraz już premjowany za swoje zdjęcia zwierząt i ptaków w ruchu, za co nawet otrzymał przezwisko „Kodak-myśliwca“, coraz częściej zwalniał bieg kajaku i fotografował to dzikie kaczki, wypływające z gęstego sitowia, to znów bąka, stojącego nieruchomo jak posąg na torfowej kępie, to żórawie, na widok ludzi podrywające się z błotnistej łąki.
Staszek był również winny tego znacznego opóźnienia. Słynął on jako doskonały strzelec i zdobywca kilku już nagród za celność. Mały karabinek jego nie chybiał nigdy prawie. Chłopak, widząc tu unoszącego się nad trzcinami jastrzębia, tam znów — raroga napadającego
Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.