szale podrąbał osiki. Bezładnie posiekane i poszarpane drewno sączyło sok, spływający po pniu i wsiąkający w mech.
— Kto to popsuł te drzewa? — szepnął Stach, dogoniwszy Budniaka.
— To bobry tak spuszczają drzewa, aby poobgryzać młode pędy — odpowiedział gajowy i oczami wskazał przed siebie. — Dwa żeremia bobrowe blisko stąd już na Bobryku stoją... Dwie rodziny ich przywędrowały do nas. Kto wie — skąd? Ochraniamy bobry, bo to rzadki już teraz zwierz, a piękny i bardzo mądry. Sam sobie domy buduje!... Razu jednego, to cały dzień przesiedziałem w krzakach, patrząc, jak taka bestja rozumnie pracuje! No, jakżeż można takie zwierzę zabić! Podobno mało już bobrów na świecie pozostało. Dobrze więc jest, że je w Polsce mamy. Nie możemy pozwolić, żeby je wytępiono, jak żubry w Białowieży, bo to byłby dla nas wstyd!
— Zapewne! — potwierdził Stach i, uśmiechnąwszy się do gajowego, dodał: — Dobrze byłoby, gdyby, choć jeden, wyszedł na mego kolegę. Tenby go ustrzelił!
— Przecież nie wolno strzelać bobrów! — oburzył się Budniak.
— On go ustrzeli aparatem fotograficznym... — zaśmiał się chłopak i ruchem rąk i oczu pokazał, jak się to robi.
Gajowy, przysłoniwszy usta dłonią, parsknął śmiechem i mruknął:
— Tak to można!
Wkrótce wyszli na brzeg rzeki i jakiś czas przedzierali się przez krzaki. Wreszcie, gdy wschodzące słońce zaróżowiło szare obłoki, Budniak wskazał chłopcu miejsce, gdzie miał się ukryć i śledzić, co się będzie działo na rzece i na bagnistej haliźnie, ciągnącej się tuż za nią.
— Myślę, że ten kłusownik ma tu przygotowaną czu-
Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.