Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

Próżno jednak wytężał słuch. Żaden podejrzany dźwięk nie dobiegał go więcej.
Z poświstem skrzydeł i krótkiem dudnieniem przeleciała turkawka; w olszyńcu skrzeknęła kilka razy kraska, a jej odpowiedziało wesołe, jak gdyby drwiące granie dzwońca...
— Przesłyszało mi się... — mignęła chłopakowi myśl.
Tymczasem człowiek, osaczony na topielisku, nie dawał znaku życia.
Jurek myślał o tem właśnie, gdy padł strzał.
Chłopak powstał z kępy i zaczął uważniej, z bijącem sercem wpatrywać się przed siebie.
W tej samej chwili to samo uczynił leśniczy. Odszedł już daleko od Jurka i dochodził do małego gaiku, gdzie płaszczyzna bagna zbiegała do rzeki.
Strzał rozległ się blisko, więc Garzycki padł na ziemię i zaczaił się w trzcinach, nie czując nawet, że woda zalewa mu pierś i sączy się do rękawów. Leżał przez kilka minut bez ruchu, nie podnosząc głowy. Gdy uniósł ją, zobaczył gajowego.
Budniak, trzymając karabin nad głową, brnął przez bagno, krzycząc:
— Stój! Ręce do góry! Stój, bo strzelę...
Leśniczy, rozejrzawszy się po bagnie, spostrzegł kłusownika.
Z zadziwiającą szybkością migał w krzakach, jakgdyby biegł po twardej ziemi. Kierował się na przesmyk, ukosem przecinając haszcze.
Garzycki chyłkiem sunął mu już naprzełaj, skacząc z kępiny na kępinę i czepiając się cienkich brzózek.
Wreszcie stanął na wąskim grządzie zdyszany. W tej samej chwili wysoki, chudy człowiek wypadł na niego i, nie namyślając się, wypalił z karabina.
Strzelił tak zbliska, że leśniczy poczuł na twarzy żar gorącego dymu. Prąd powietrza smagnął go jak biczem i ogłuszył. Kula gwizdnęła mu nad głową i oszołomiła go.