Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

szy obie połowy, tym bandażem mocno ścisnął sobie głowę.
— Teraz mi trochę lepiej... — mruknął, spojrzawszy na Jurka. — Minie to niebawem, ale narazie boli...
Wbijając ostry wzrok w Seweruka, zmarszczył brwi i rzucił rozkazującym głosem:
Opowiedźcie wszystko, a nic nie ukrywajcie... Muszę wiedzieć całą prawdę!
Kłusownik długo jeszcze milczał, zbierając myśli. Wreszcie rozpoczął swoją spowiedź:
— Nie chciałem pracować w lesie, bo myślałem, że młody jestem i muszę mieć swoje życie... a tu — ino las i praca ciężka! Wczorajszy dzień, jak dzisiejszy, jutro zawsze takie same, jak dziś... Nie mogłem już wytrzymać dłużej...
Pan Antoni obrzucił go niespokojnem spojrzeniem i westchnął ciężko. Zapewne zrozumiał tęsknotę Seweruka za innem, bujniejszem życiem.
— Poszedłem do Pińska na robotę, — ciągnął dalej Poleszuk, — zaznałem trochę życia... Pracowałem ciężko w fabryce dychtów, a potem w fabryce zapałek... Jako-tako powodziło mi się, bo byłem samotny, to sam sobie — i pan i sługa! Dziś dobrze — to się cieszę; jutro źle — to nie żalę się... Ale ożeniłem się... Dobrą, cichą, pracowitą wziąłem dziewczynę... Nie naszą, nie tutejszą... Z Pomorza. Z pod Torunia przyjechała pracy szukać... Przy dzieciach była u inżyniera z naszej fabryki... A potem przyszły ciężkie czasy... zwolniono mnie, bo zmniejszono ilość robotników... Nigdzie nie mogłem znaleźć pracy... Wtedy wziąłem żonę i na piechotę poszliśmy do stryja mego... W Garnasiówce on mieszka... chutor ma... trochę krów... lasuje też... Stary przyjął nas... nawet się ucieszył, bo robotnika potrzebował, jako że leciwy już... Miał on syna, ale utonął mu na Wiśle, gdy spływał z tratwami do Gdańska... Stary pozostał samotny, dlatego i przyjął nas chętnie... Tak oto, panie, i żyliśmy... cicho,