po Bożemu... Syn nam się urodzi... chłopak złotowłosy, a cichy, jak matka, i słodki! Potem znowu nastały złe lata... Roboty leśne przerwano, bo drzewa nikt nie kupował... Czego ja wtedy nie robiłem! Na ziemne roboty chodziłem, „rybaczyłem“, w lecie na parowcu za majtka pływałem; w Pińsku i Łunińcu cegłym nosił, glinę kopał... aby coś zarobić i do domu staremu, żonie i dziecku posłać... O sobie nie pamiętałem, z głodu przymierałem, aby im jakoś tam żyło się znośniej!
Seweruk umilkł, zaciskając krótkie, szerokie dłonie i oddychając chrapliwie.
Nad stojącymi w krzakach ludźmi zawisła ciężka, przyczajona cisza.
— Mówcie, mówcie, Seweruk! — z jakimś wybuchem szepnął leśniczy.
— A potem, panie, stało się nieszczęście! Takie nieszczęście, że opowiedzieć trudno! Żona zaczęła mi chorować... Co się z nią dzieje, nikt nie wie... Doktor może poznałby się na tem, ale u nas nikt nie rozumie... Chudnie z dniem każdym, blednie i na nogach się słania... Dreszcze zmogły ją i kaszel dręczy po nocach...
Kłusownik westchnął z głuchym jękiem i pięściami jął bić się w głowę.
— Cicho, Seweruk, cicho... — uspokajał go Garzycki. — Opowiedźcie do końca... Już miarkuję, że niewiele wam pozostało do powiedzenia...
Chłop po raz pierwszy podniósł wzrok na leśniczego i, śpiesząc się, wyksztusił:
— Znachor z Dobrosławki oglądał moją żonę i powiedział tak: „wyzdrowieje, jeżeli będzie piła „bobrowy strój“[1], inaczej nic nie pomoże i — zamrze!“... Panie leśniczy...
Głos mu się zerwał nagle i zgrzytnął rozpaczą i strachem.
Jurek wpił się spojrzeniem w smutne, rozszerzone nagle źrenice Garzyckiego.
- ↑ Jest to płyn, znajdujący się w brzusznych gruczołach bobra. Z dawnych czasów płyn ten uważany był aż do końca w. XIX-go za potężny środek leczniczy na różne choroby.