Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XXII.
WŚRÓD RYBAKÓW.

Nazajutrz młodzi turyści rozpoczęli rozmowę z panią Wandą o zamiarze swoim wyruszenia w dalszą drogę, lecz pani Garzycka słuchać nawet o tem nie chciała, namawiając, aby jak najdłużej pozostali w leśniczówce.
— Proszę pani, — prostestowała Marynia, — to jest zupełnie niemożliwe! Jak my wyglądamy, całą bandą mieszkając u państwa, narażając ich na wydatki i różne kłopoty? Proszę tylko pomyśleć?
Pani Wanda zamachała rękami i zawołała:
— A czyż Marysieńka nie pomagała mi robić porządków w spiżarni? Czy nie czytała mi książek, gdy szyłam? Wreszcie spadliście tu nam jak ta rosa z nieba! Ożywiliście nasz domek, wyprowadziliście mego syna z ciężkiego nastroju, bo ostatniemi czasy coraz częściej wpadał w zamyślenie i czuł się źle. Teraz tak cieszę się, że jest wesoły i pełen zapału do życia... Wszystko to dzięki wam!... Doprawdy, nie pożałujecie czasu, spędzonego w naszej pustelni! Mój Antoś jest wykształcony i w jego towarzystwie możecie nauczyć się wielu takich rzeczy, jakich wam ani szkoła, ani też książki nie dadzą!
— Pani wypowiedziała wielką prawdę! — ożywiając się nagle, wtrącił Jurek. — Od pana Garzyckiego nauczyłem się już czegoś, z czem pójdę przez życie!