Po rannem śniadaniu, młodzież rozpoczęła nowy pracowity dzień.
Jurek, wyciągnąwszy kajaki na brzeg i przewróciwszy je do góry dnem, obejrzał uważnie. Płynąc ślepą odnogą Stochodu, słyszał kilka razy, że lekkie czółenka uderzały o zatopione konary drzew, a parę razy zgrzytnęły, zawadziwszy o kamienie. Zaniepokoiło go to, więc okiem znawcy sprawdził stan kajaków. Na szczęście, nie spostrzegł żadnego uszkodzenia. Uradowany tem, wziął swój aparat kinematograficzny i, strąciwszy czółenko na wodę, popłynął, trzymając się brzegu. W jednem miejscu, gdzie czarne olchy i wysokie graby stały tuż nad jeziorem, przeglądając się w jego połyskliwem zwierciadle, Jurek gwałtownie zahamował ruch łodzi i porwał za aparat.
Kajak zakołysał się na nieruchomej powierzchni jeziora. Chłopak siedział, jak skamieniały, chociaż wzrokiem odmierzał odległość od interesującego go przedmiotu, a palce jego ostrożnie nastawiały aparat, przygotowując go do zdjęć.
Na wysokiej, wyciągniętej nad wodą gałęzi grabu stała szara czapla z podniesioną głową. Miała rozwarty dziób i wydawała ostry, przeszywający syk. Nad drzewem, na znacznej jeszcze wysokości krążył potężny orzeł białoogoniasty, coraz szybciej zwężając spiralę swego lotu.
Jurek starał się domyśleć, poco czapla usadowiła się nagle na drzewie. Czy z wysokiej gałęzi wypatrywała ryby w jeziorze, czy może stała na straży znajdującego się gdzieś w pobliżu gniazda?
Przygotowany do zdjęć czekał z podniesionym aparatem.
Orzeł tymczasem, zatoczywszy koło, ukośnym lotem runął na czaplę i, bijąc powietrze silnemi skrzydłami, zawisnął nad nią. Zapewne był to młody jeszcze orzeł, niewprawny do zbójeckich napadów. W ostatniej bo-
Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.