— Mógł zabrnąć z Hryczyńskich błot, przed wilkami uchodząc, a może... z poza Stwihy, od ruskiej strony... — odpowiedział Naum, rozradowany, jakgdyby po spotkaniu najlepszego przyjaciela. — Ech! Teraz to już tylko brakuje nam... żubra!...
Żabski wybuchnął głośnym śmiechem i zawołał:
— Widzieliście takiego! On wszystkie zwierzęta umieściłby w swoich ostępach! Może jeszcze lwa chcecie i nosorożca?
Ostapczuk, uśmiechając się, machnął ręką i burknął:
— Tego nam nie trza! Nie nasze to stwory...
Wyszedłszy na ścieżkę, przecięli tę część puszczy olchowej, gdzie wyrastały już rozłożyste dęby, a na suchych wyżynkach — sosny. Wkrótce zaczął się znów gąszcz wierzbowy i z pomiędzy gałęzi wyjrzało połyskujące w słońcu zwierciadło wody.
— Jezioro Zasumeńskie! — zawołał Żabski.
Poczęli zbliżać się do niego.
Ścieżka wybiegła na torfowisko, okryte wybujałemi zaroślami wełnianki, żórawiny, turzycy i knieci. Rosły na niem północne, otulone porostami modrzewnice, północne również karłowate sosny, czarne olchy, brzozy i osiki.
— Idziemy teraz nad dawną tonią jeziora, które z każdym rokiem zmniejsza się, bo torfy szerzą się coraz bardziej, aż kiedyś zniknie ono pod ich grubą warstwą i — umrze! — zauważył leśniczy.
— Każdego roku spostrzegam, że jezioro się kurczy! — potwierdził osocznik. — Nasz profesor mówi, że tak musi być, a ja się smucę jednak, że niebawem już nie będzie jeziora, do którego ojciec mój, dziad i pradziad sieci rzucali...
Leśniczy zaśmiał się i powiedział:
— A dlaczegoż to, panie Ostapczuk, nie smucicie się, że na wydmach piaszczystych rosną tylko sosny słabowite, suche mchy, blade porosty, wrzosy, jałowiec, bo-
Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.