dawał ponure zawodzenia, to groźne, to pełne niewypowiedzianej skargi.
W kilku miejscach Jurek spostrzegł głębokie rowy, najczęściej suche już i zarośnięte krzakami.
Były to dawne kanały, które uczyniły z połaci bagnistej ziemi, wciśniętej pomiędzy Piną i Jasiołdą, kraj rolny i gęściej zaludniony.
Turyści spotykali na trakcie wozy włościańskie, dążące na jarmark do Pińska lub powracające ze stolicy poleskiej.
Doszedłszy do miasta, znużonym krokiem skierowali się do schroniska.
Zanim siostra i przyjaciele zdjęli plecaki i umyli się naprędce, Jurek pobiegł na przystań, aby obejrzeć kajaki.
Leżały w szopie, starannie opięte płótnem i nieuszkodzone.
Chłopak spokojny już o dalszą podróż powrócił do schroniska i, przebrawszy się w strój kąpielowy, skoczył do rzeki.
Napływawszy się, odświeżony i wypoczęty, poszedł wraz z Marynią do miasta po zakupy prowjantów, uśmiechając się na wspomnienia kiwającego się i milczącego Stacha, znużonego drogą.
Olek, lekko utykając po długim marszu, wybierał się na ryby, chociaż nie rokował sobie wspaniałego połowu, gdyż widział już, że innym chłopakom brały się wyłącznie cierniki i piskorze.
Spędziwszy jedną noc w schronisku, o świcie turyści byli już na Pinie, powolnie płynącej wśród niskich, błotnistych brzegów. Koło południa nad rzęką zaszumiał las, a wtedy ujrzeli białe napisy na słupach „Kanał Królewski“.
Tę sztuczną drogę wodną, łączącą morze Czarne z Bałtykiem przez Dniepr, Prypeć, Muchawiec, Bug i Wisłę, zapoczątkowano w roku 1780 za panowania
Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.