Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdzież jest Wasyl? — spytał Jurek, patrząc z wdzięcznością na siostrę.
— Poszedł do lasu po słupy, pręty wiklinowe i glinę! — odpowiedziała dziewczynka i dodała: — Jeżeli przez dzień dzisiejszy nie będziecie mi się tu pętać, — to przed wieczorem wszystko już będzie gotowe! Trzeba powiedzieć naszym chłopcom, aby podtrzymywali porządek i dbali o przyjemny wygląd kurenia, bo inaczej — taką im awanturę zrobię, że — ha!
Brat zaśmiał się i mruknął sobie pod nosem:
— Najtrudniej to będzie z Olkiem! Ten to potrafi wszystko w jednej chwili do góry nogami przewrócić!
— No, to w następnej chwili wszystko mi posprząta! — stanowczym głosem powiedziała Marynia, potrząsnąwszy płową czuprynką. — Dam ja z nim sobie radę!
Za ściąną rozległy się czyjeś kroki i dobiegł wesoły głos Staszka Wyzbickiego:
— Hej, a jest tam kto?
Jurek wyjrzał na dwór i wydał okrzyk zdumienia:
— Patrz-no, Marysiu, co ten chłopak upolował?
Wybiegli oboje z kurenia. Stach szedł ku nim, trzymając wysoko nad głową dużego lisa.
— Piękny okaz — co? — wołał Stach, potrząsając lisem. — Patrzcie tylko — trafiony w głowę! Futerka kula wcale nie popsuła! Nie mam dla Maryni wydry, ale zato przyniosłem jej w darze — lisa...
To powiedziawszy, położył przed nią na ziemi upolowane zwierzę.
Dziewczynka pochyliła się nad niem i pogłaskała rude, puszyste futerko.
— Dziękuję, Staszku, za piękny prezent... — zaczęła Marynia, lecz urwała nagle, z niepokojem spojrzawszy na brata.
Jurek dotknął lisa i przekonał się natychmiast, że upolowane zwierzę traciło sierść.
— Szkoda! — mruknął do kolegi, kiwając głową. —