Całe dwie doby płynęły małe łodzie kanałem, aż trzeciego dnia Jurek spostrzegł, że wiosłowanie bez przerwy i krótkie, niewygodne noclegi wyczerpały Marynię i słabszych od niego kolegów. Postanowił więc zarządzić dłuższy popas.
Podczas jednego z postojów, gdy pili herbatę na brzegu, rozejrzał się po mapie i powiedział:
— Zbliżamy się do rozległego i niezaludnionego bagna, „Dubowe“. Odwadnia je cała sieć rowów, które osuszają błota i dostarczają wody kanałowi. Spójrzcie na mapę! Tu przechodzi kanał Białojezierski, tam Orzechowski, przecinając bagna od południa na północ, a za nim kilka drobniejszych, a nawet raczej wprost zapewne rowów — Stary Dywiński, Trościaniecki, Kozacki, Mikołajewski, a tuż pod Kobryniem — rów Królewskiej Bony. Nie zaszkodzi nam zobaczyć, jak to w dawnych czasach Polacy starali się zwalczać bagna i wzbogacić Polesie nowemi zagonami ziemi ornej!
— Zapewne! Będzie to bardzo ciekawe! — zawołali wszyscy, ucieszeni z wypoczynku, o który jednak każde z nich wstydziło się upomnieć.
Minąwszy kanał, doprowadzający wodę z jeziora Białego, dopływali do niedużej osady Halik.
Kilku Poleszuków, spostrzegłszy płynące kajaki, wyszło na brzeg i przyglądało im się z ciekawością.