Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gospodarze, — zwrócił się do nich Gruszczyński, — czy moglibyśmy prosić was o gościnę na dzisiejszy dzień i noc? Zapłacimy za wszystko...
Wieśniacy zgodzili się chętnie i zaczęli się naradzać, w jakiej chacie należy ulokować gości. Wreszcie jeden z Poleszuków oświadczył:
— Karp Siwczuk buduje nową kleć... Pokrył ją już strzechą i prycze postawił w obydwu izbach... Niema tam jeszcze podłogi i szyb w oknach, ale zato gościom będzie tam czysto i przestronnie!
Wieśniacy pomogli turystom wciągnąć kajaki na brzeg i zanieść je na podwórze zagrody Siwczuka, młodego jeszcze chłopa, który przed pięciu dopiero laty odbył służbę wojskową w baonie saperów.
Nauczono go tam wielu pożytecznych rzeczy. Po powrocie do wioski stał się budowniczym na całą okolicę. Budował domy, mosty, drogi i uczył sąsiadów jak należy osuszać błotniste łąki.
Słowem Siwczuk stał się niezbędnym dla Poleszuków doradcą i kierownikiem całego niemal życia w okolicy.
Za porady i pomoc brał niedużą zapłatę, żył oszczędnie, nie żałując jednak pieniędzy na dobre narzędzia ciesielskie, stolarskie i rolnicze.
Zarabiał dobrze, więc dokupił sobie dwadzieścia hektarów bagna, odwodnił je i otrzymał doskonałą łąkę, nabył kilkanaście sztuk krów rasowych i dopiero wtedy zaczął wystawiać nową zagrodę.
Nie chciał już Karp mieszkać w niskiej, ciemnej i zadymionej chacie poleskiej.
Niedarmo przecież spędził cały czas służby w Wielkopolsce!
Zbudował więc sobie wysoki, o dużych oknach i ciepłej sieni dom, założył ogródek przed gankiem i wszystko otoczył nowym, pomalowanym na zielono parkanem z cienkich heblowanych desek, ozdobiwszy całą swoją