Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Lis linieje, a więc na nic twoje zachody i celny strzał, bracie! No, ale przyda się zato do fotografji. Ustawimy go w różnych pozycjach i narobimy z tuzin zdjęć. Tymczasem proponuję ułożyć nowe przysłowie: „Nie darowuj lisów podczas lata“.
Za chwilę Jurek krzyknął:
— Patrzcie, Olek także powraca!
Młody rybak szedł, dźwigając pęk ryb, powiązanych sznurkiem.
Zaczęto podziwiać duże liny, grube, czarnemi pręgami ozdobione okonie i śliskie miętusy o okrągłych paszczach.
Ponieważ do obiadu pozostawało około trzech godzin, chłopcy zaczęli budować szałas z czterech cienkich pniaków, które z lasu przyciągnął Wasyl, wyplatając ściany z gałęzi wiklinowych. Nie mogli przytem nie podziwiać wrodzonej zdolności Wasyla do wykorzystania różnych kształtów drzewa.
Poleszuk — człowiek leśny — wyrąbał takie sztuki, które ułatwiły mu budowę, nie wymagając żadnych oprócz siekiery narzędzi. Chłopcy nie skończyli jeszcze oplatania ścian spiżarni, gdy Wasyl zdążył już wylepić duży piec z gliny, którą znalazł w niewielkiem urwisku nadbrzeżnem. Zapaliwszy w piecu suche gałęzie, stał i przyglądał się wychodzącemu z komina dymowi. Po pewnej chwili uśmiechnął się i mruknął niby do siebie samego:
— Zbuduję chyba wędzarnię... Ryb dużo, a wędzone dłużej się przechowują.
Zabrał się wnet do roboty. Ulepił coś nakształt zamkniętego, kopulastego dzbana i doprowadził do niego kolano komina. Dym, wydobywając się z pieca, przechodził pod kopułą i dopiero bardzo wolno przez wąskie szczeliny w dolnej części wędzarni wydostawał się na zewnątrz. Nie zwlekając, chłopak przetknął wilgotną jeszcze i mokrą glinę grubym patykiem i rozwiesił na nim ryby, rozpłatane wzdłuż grzbietu.