Wiewiórka, nie spostrzegłszy go, ześlizgnęła się z drzewa i usiadła przy jego stopach; po chwili jednak posłyszała szmer jego oddechu i, robiąc duże susy, przecięła małą polankę i wdrapała się na drzewo.
Jakiś ptak z głośnym furkotem i przeciągłym piskiem mignął pomiędzy pionami sosen i spadł na nagą gałąź, tuż nad głową chłopaka.
Jurek, który spostrzegł spore, szare ciało ptaka i jego ciemno-rdzawą główkę z czerwonemi brwiami, odrazu poznał jarząbka.
Teraz jednak nie mógł odnaleźć go wzrokiem na pozbawionej sęków i igliwia gałęzi. Widniała na niej tylko duża narośl. Przyglądając się bacznie, zauważył, że narośl ta poruszała się nieznacznie i znowu znieruchomiała.
Jurek przekonał się niebawem, że sprytny ptak, usiadłszy na nieprzykrytej niczem gałęzi, objął ją skrzydłami i wyciągnął się na niej, szyję przycisnąwszy do szarej kory. W ten sposób, przybierając wygląd zwykłej narośli, bronił się przed możliwym napadem licznych w puszczy drapieżców: kuny, łasicy, tchórza, orła, jastrzębia i człowieka ze strzelbą w ręku.
Natychmiast zaturkotał aparat filmowy. Chłopak, ucieszony z tego zdjęcia, ruszył dalej.
Bór urwał się niemal raptownie. Zaczęła się nizina.
Wysokie trzciny, sitowie, tataraki i zarośle wełnianki okrywały rozległą, błotnistą równinę. Większe i mniejsze kałuże połyskiwały na niej, niby szyby okien. Pod nogami chlupała woda, a przez grubą warstwę mchów sączyły się bure, rdzawe strugi.
Chłopiec wahał się, czy ma iść dalej, czy też powracać.
Gdy się namyślał nad tem, z poza krzaków osik i wikliny, stąpając ostrożnie po bagnie, wynurzył się łoś.
Był to młody byk o niedużych jeszcze łopatach[1],
- ↑ Łopaty — rogi łosia, inaczej „rosochy“.