Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Jurek opowiedział mu o całej swej wyprawie, przemilczał jednak spotkanie z zagadkowym człowiekiem i strzał do łosia. Posłyszawszy o obozie nad Czerwiszczem, chłop powiedział:
— Tak ja was, paniczu, dowiozę do wsi Czapcze... Stamtąd to już blisko do jeziora...
Koło godziny dziesiątej dojechali do Czapczy. Zapłaciwszy Poleszukowi, chłopiec ruszył drogą na wioskę Szenie i, dotarłszy do brzegu Czerwiszcza, przed południem zbliżał się już do obozu, hukając radośnie. Wszyscy zaniepokojeni długą nieobecnością Jurka wybiegli z szałasów i witali go. Naradzali się właśnie nad tem, czy nie należy dać znać do dworu o zaginięciu Jurka. Marynia z troską w oczach przyglądała się przybladłej i zmęczonej twarzy brata i jego zabłoconemu ubraniu.
— Co się z tobą działo? — pytali go koledzy.
— Zgubiłem kierunek w lesie i zabrnąłem na błoto, które się nazywa Radno! — słabo uśmiechając się, powiedział Jurek, czując ściskanie w żołądku.
— Błoto Radno! — wykrzyknął Wasyl. — Toż to, paniczu, topielisko tam prawdziwe!...
— Wiem coś o tem! — zaśmiał się chłopak, oczami wskazując na ubranie, okryte błotem i zielonemi nićmi wodorostów. — Ale, dajcie mi coś do zjedzenia! Głodny jestem, jak wilk!...
Marynia na poczekaniu usmażyła jajecznicę, aby chłopak mógł już cierpliwie czekać na obiad. Zaspokoiwszy pierwszy głód, Jurek poszedł nad jezioro umyć się i zmienić ubranie. Po obiedzie rzucił się na posłanie i usnął, jak zabity.