Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

i krzyknął triumfującym głosem: — A nie mówiłem, że on tu właśnie grasuje?!
Linka coraz szybciej wybiegała ze zwijadła, aż wreszcie skończyła się i trzymała tylko na zatrzasku rolki. Szarpnięta potężnie, ze świstem pękła i — kajak zakołysał się bezradnie.
— Wieloryb, czy co u licha? — spytał Jurek.
— Do wieloryba mu daleko — odpowiedział Olek, ale to właśnie ten sam potwór, którego robotę widziałem wczoraj... A to — drab! Porwał mi najlepszą linkę z rybką... No, ale poczekaj, zbóju, spotkamy się niebawem!....
Dzieląc się wrażeniami łowów, zabrali szczupaka i popłynęli ku obozowi. Na brzegu stał Stach Wyzbicki i nawoływał:
— Do do-o-m-u klu-u-u-ski sty-...y-gną!