Nad tonią wystawały dwie głowy o płonących ślepiach i czujnie nastawionych uszach.
Dwa wilki przepływały jezioro, z cichem chrapaniem wciągając wilgotne powietrze.
Dopłynąwszy do przeciwległego brzegu, wsunęły się do haszczy i jęły skradać się, jak ledwie dostrzegalne zjawy. W zbitym i skłębionym gąszczu wiklin i wysokich traw błyskały czerwonemi ognikami „lampy“ wilcze. Basiury[1] przedzierały się, węsząc tuż-tuż przy ziemi, aż stanęły, wytknąwszy łby ponad gmatwaninę krzaków, tataraku i burych, suchych zielsk.
Czujne chrapy ich pochwyciły natychmiast cieplejszy powiew, nasycony dymem smolnym. Przed nocą jeszcze zaniepokoił wilki ten zapach palącego się drzewa. Stare „basiury“ znały go nie od dziś. Pamiętały, że każdej jesieni ludzie „puszczali pał“, a wtedy płomienie szalały wszędzie po bajorach na topielisku, pożerając suche trawy i trzciny, gdzie szare drapieżniki miały swe legowiska.
Wilczury postanowiły zbadać, skąd to niewiedzialne prądy powietrzne przynoszą pochwytywane chrapami strugi dymu — groźnej zapowiedzi ucieczki bezładnej lub zagłady.
Czołgając się na brzuchach, wypełzły z haszczy i sunęły bez szelestu po otwartej łące, przyciskając się do ziemi i kryjąc w trawie świecące się ślepie.
Dotarłszy do szczytu pagórka, węszyły i wzrokiem przebijały mrok nocny, zwodniczy, zmieniający kształty przedmiotów i odległość między niemi.
Wśród młodej porośli olszowej, koło pnia wysokiej, starej sosny, po przez krzaki połyskiwało czerwoną plamą dogasające już ognisko. Bystre ślepia wilcze rozejrzały szkarłatne i niebieskie wężyki, biegające chyżo po węglach, węchem pochwyciły gorzki, smolny dym tlejących
- ↑ Myśliwska nazwa wilków.