Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

rzy Olka. Podobał mu się bardzo! Oczy chłopaka błyszczały odwagą, szczęki zaciskały się mocno.
— Zuch! — pomyślał Jurek z zadowoleniem. — Taki to nie cofnie się przed niebezpieczeństwem i powziętego zamiaru nie porzuci!
W milczeniu poklepał Olka po ramieniu, a gdy ten zwrócił ku niemu zdziwioną twarz, uśmiechnął się do niego i powiedział:
— Widzi mi się, że schwytasz tego suma?
— Schwytam! — potwierdził chłopak i rozdął nozdrza.
Nie wiele już czasu pozostawało do zachodu słońca, gdy Marynia powróciła ze Stachem.
Zaczęli opowiadać o tem, co widzieli w puszczy, dziewczynka zaś pokazała trzy udane rysunki akwarelowe i kilka arkuszy bibuły z rozłożonemi w niej roślinami.
Stach wypytywał Poleszuka, czy kiedykolwiek widziano rysie w okolicach Czerwiszcza.
— W zeszłym roku w zimie, kiedy to dziedzic zaprosił gości na polowanie, — panowie ubili aż trzy rysie! — zawołał Poleszuk. — Niedawno słyszałem, jak gajowy Nikolak meldował we dworze, że znalazł warchlaka[1], poszarpanego przez rysia. Chłopi nasi bają, że w tych oto lasach i w sąsiednich — Karasińskich i Kuchowskich znają dziesięć, a może i więcej lęgów rysich!
Stach, posłyszawszy to, ucieszył się niewymownie i oznajmił:
— W takim razie wytropię rysia, bo ślady na ziemi i zadziory na korze olszynowej dowodzą, że myszkuje on po lesie, więc zapewne gdzieś tu niedaleko ma gniazdo. Muszę zobaczyć największego drapieżnika naszych lasów!

— Paniczu, — odezwał się poważnym głosem Wasyl — niełatwa to rzecz a i niebezpieczna! Posłuchaj-

  1. Młody dzik.