Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

i długich wypraw... Jakżeż mało dotychczas zrobiono w tej dziedzinie! A jakie to ciekawe i porywające!
Tak myśląc, szedł dalej i rozglądał się dokoła.
Sroka i kos jednak popsuły plany kunie i... kinematografiście-amatorowi.
Zwierzęta umknęły gdzieś daleko, lub zaszyły się w gąszczu i ostępach leśnych. Jurek nic więcej nie spotykał i zamierzał już wyjść na przecinającą puszczę drogę, znaczącą się woddali żółtą wstęgą sypkiego piasku, gdy gdzieś bardzo blisko siebie posłyszał ostry i przeciągły świst.
Rozsuwając kijem cienkie pędy trzmieliny i gąszcz kostrzewy, ciernistej paproci i mietlicy, ujrzał wreszcie żmiję. Zwojem cienkiego ciała przyciskała do ziemi nieżywą już mysz, i rozwarłszy paszczę, syczała. Chłopak był przekonany, że gniew gada skierowany jest nie na niego i że to coś innego drażni go. Kiedy poruszyła się jakaś sucha gałąź, chłopiec spostrzegł drugą większą żmiję.
Unosząc płaską głowę i co chwila śmigając cienkim językiem, czołgała się szybko, prześlizgując się pomiędzy kawałkami drzewa i badylami.
Jurek, przewidując ciekawe widowisko, przygotował się do zdjęć, lecz nadzieje jego nie spełniły się. Mniejsza żmija, nie oczekując napadu zbliżającej się bandytki, sycząc coraz rozpaczliwiej, wsunęła się pod sterczący, zgniły pień, pozostawiając swoją zdobycz na łasce losu.
Jurek po chwili robił zdjęcie napastnicy, spokojnie zabierającej się do uczty.
Chłopak wiedział dobrze, że żmija jest gadem niebezpiecznym. Mignęła mu narazie myśl, że należałoby zabić tę jadowitą gadzinę, lecz natychmiast zjawiła się inna myśl i Jurek szepnął do siebie:
— Natura wytworzyła wiele rodzajów istot żyjących, a zatem mają one prawo do życia, jak i ja. Któż może upoważnić mnie do zamordowania choć jednej z nich?