Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział VIII.
TROPEM RYSIA.

Wkrótce po odejściu Jurka, Stach Wyzbicki, obejrzawszy karabinek, spytał Marysi:
— Olek wybiera się pieszo na Stochód, aby spróbować tam szczęścia... Co do mnie, to miałem zamiar poszukać tego rysia, którego ślady widzieliśmy wczoraj w lesie, ale nie wiem, czy mogę odejść, gdy Marynia pozostaje sama w obozie?
Dziewczynka spojrzała na niego z oburzeniem.
— A cóż mi się stać może? Nie jestem przecież niemowlęciem! Niech Stach idzie i nie robi sobie żadnych ze mną ceremonji. Mam przecież towarzysza i obrońcę, bo Wasyl zostawił Burka, uwiązawszy go do drzewa... Muszę popracować nad zielnikiem, więc z obozu dziś nigdzie się nie ruszę...
Po tej rozmowie chłopcy rozeszli się w różne strony. Olek, zabrawszy wędki i plecak z imbrykiem i żywnością, skierował się ku rzece, Staszek zaś poszedł do lasu w kierunku południowym.
Nie miał zamiaru zapolowania na rysia, bo byłoby to szaleństwem. Małokalibrowy karbinek nie nadawał się do tak zuchwałego przedsięwzięcia. Chłopak pragnął tylko wytropić plamistego kota i przyjrzeć mu się w puszczy.
Długo brnął po piaszczystej glebie, okrytej wrzosowiskiem. Sosny, o złotych w słońcu pionach, stały nie-