Stach. — Nakręciłby pięknych kilka metrów ciekawego filmu!...
Szedł, badawczym wzrokiem rozglądając się na wszystkie strony. Nic nie mogło ujść jego uwagi, gdyż wyrobił już w sobie spostrzegawczość i czujność myśliwego.
Wkrótce spostrzegł nieomylne oznaki grasującego w puszczy rysia.
Po raz pierwszy ujrzał je, doszedłszy do brzegu potoku. Nad jego czarnem łożyskiem wysokie olchy pochylały swe gładkie piony, tworząc kopułę z koron, których nie przebijąły złociste strzały słońca. Na korzeniach, wystających z czarnej, wilgotnej ziemi, bielały długie zadziory — blizny od ostrych pazurów. Trochę dalej, na błocie widniały okrągłe ślady z wklęśnięciami wewnątrz.
Nie czekając dłużej, chłopak na wszelki wypadek odsunął bezpiecznik karabina i przeskoczył rów z czarną wodą i wystającemi z niej nagiemi gałęziami.
Odszukawszy ślady na przeciwległej stronie, Stach starał się domyśleć, jaką drogę przez zarośla wierzb i wiklin obrał sobie centkowany kot, wychodząc z legowiska.
Jakaś dziwna cisza panowała w puszczy, jakgdyby przytłoczywszy ją swym ciężarem.
Umilkły drobne ptaszęta, a nawet bąki huczeć i brzęczeć przestały.
Nastrój ostrego oczekiwania i jakiejś grozy mimowoli udzielił się Stachowi. Nozdrza mu się rozdęły, a dreszczyk wzruszenia przebiegł mu po grzbiecie. Nie mógł powstrzymać się, aby nie drgnąć, gdy z gęstwiny, robiąc olbrzymie skoki, wypadł kozioł. Przesadził jednym susem potok i krzaki nadbrzeżne, mignął białym „talerzem“[1] i zniknął w zaroślach.
Drozd, jak kamień ciśnięty z procy, wyfrunął z krza-
- ↑ Talerz — myśliwska nazwa tylnej, okrytej białą sierścią części ciała kozła i sarny.