Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział IX.
SZLAK BOHATERÓW.

Całe pięć dni nie mieli chłopcy żadnej wiadomości od Maryni. Niepokój coraz bardziej dręczył ich. Całą siłą woli zmuszali się do robienia wycieczek, zdjęć i połowu ryb, aby nie zmieniać obozowego trybu życia.
Dni te nie były zresztą pozbawione pewnych wrażeń.
Na trzeci bowiem dzień po odjeździe Stacha Wyzbickiego i Maryni, od wczesnego ranka chłopcy opuścili obóz i wraz z Wasylem wyruszyli do lasów Karasińskich, gdzie Jurek zamierzał porobić kilka zdjęć pobojowisk z roku 1920-go.
Szli traktem, biegnącym przez las. Nogi grzęzły im w głębokim, sypkim piachu, to znów zapadały się w czarnem błocie, gdy droga przecinała nizinne rozłogi. W miejscach bagnistych, z obydwu stron traktu ciągnęły się szerokie rowy. Czarna stojąca woda wypełniała je po brzegi; zarośle olch i osik stały skłębionym gąszczem na torfowym, rozmiękłym gruncie. Małe, niezgrabne żółwie, spłoszone odgłosem kroków ludzkich, wpadały do czarnej toni, a na jej ściętym stromo upłazie biegały szare i żółte pliszki, zrywały się z przeraźliwym krzykiem kuliki, długo szybując potem nad lasem i jęcząc przeciągle.
Poleszuk wyprowadził chłopców na groblę, zbudowaną z okrąglaków olszowych. Cienkie bierwiona chwiały się i zapadały pod ich stopami, a ze szczelin pomiędzy dylami wypryskiwało czarne, płynne błoto.