Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyszli wkrótce z lasu. Błotnisty znowu i grząski trakt biegł przez rozległe łąki z rosnącemi na nich krzakami wierzb i wiklin, nad któremi tam i sam tkwiły cienkie, krzywe brzózki i nikłe sosenki, do połowy strzały okryte szaremi porostami.
Tuż przy drodze widniał wysoki krzyż, a pod nim trzy mniejsze. Jakieś nawpół już zatarte napisy pozostały na zmurszałem drzewie, upstrzonem plamami rdzawników.
Olek, pochyliwszy się, usiłował odczytać słowa, wycięte na krzyżach.
— Hm... hm... — mruknął, — jedno tylko można zrozumieć — pułk...
Jurek nic nie mówił, chociaż mógłby, a nawet chciał opowiedzieć Wasylowi o różnych wypadkach z wojny roku 1920-go, gdy to młoda, tworząca się dopiero armja polska, niosąc w swem sercu płomienne hasło Komendanta, dokonywała czynów bohaterskich nie dla własnej sławy i korzyści, lecz dla szczęścia przyszłych pokoleń polskich. Wstrzymał się jednak w obawie, żeby Wasyl nie pomyślał, iż chce pouczać go i słowami tylko, a nie czynem na stronę Polski przeciągać młodego Poleszuka.
— Niech się sam przekona o tem, co robią i co chcą zrobić Polacy dla tej krainy bagien i lasów, a wtedy może pokocha nas i zechce dowiedzieć się, o czem mówią te biedne, pochylone krzyże — myślał Jurek.
W pamięci odtwarzał sobie burzliwy rok wojny z sunącemi od wschodu krociami wrogów, pewnych zwycięstwa. Tu w tych baganach i podmokłych olszyńcach 22-gi, 34-ty, 35-ty i 80-ty pułki piechoty wraz z 9-tym pułkiem artylerji polowej i marynarzami flotylli pińskiej wstrzymywały i odpierały nieprzyjaciela, któremu sprzyjała ludność, skuszona ich szumnemi obietnicami. Za każdym krzakiem, w każdej wsi czaił się wróg. Trzęsawiska, zawiłe koryta rzek i mateczniki leśne wszystko było wrogie i podstępne, ale wojsko, wykonując rozkazy