mieniem. Każdy ma swoje fantazje! A teraz baczność, bo widzę na zakręcie dym. Zapewne — statek płynie!...
Jednak sporo czasu minęło, zanim z poza wystającego cypla, wybiegł czarny kadłub parowca, bijąc kołami i pieniąc wodę. Za nim na długiej, grubej linie ciągnęły się krypy, ładowane towarami, mniejsze łodzie ciężarowe z piętrzącemi się na nich stosami faszyn[1], koszów i desek.
Kajaki zapląsały na falach, rozbiegających się z pod tnącego wodę dziobu statku.
Słońce dobiegało już horyzontu, gdy młodzi podróżnicy spostrzegli krzyże na wysokich wieżach kościelnych i dachy dużych, murowanych gmachów Pińska. Rozpędzili kajaki i, wypłynąwszy wkrótce na Pinę, stanęli przed przystanią sportową. Wskazano im tu schronisko turystyczne, gdzie przyjęto ich z całą uprzejmością i urządzono wygodnie.
Następnego dnia od rana turyści zwiedzali miasto. Środkowa część — od kościoła jezuickiego do Piny — podobała się im; inne zato dzielnice przedstawiały się bardzo niepociągająco, naprędce odbudowane po niszczącym miasto pożarze. Młodzież z zaciekawieniem oglądała ruiny spalonego przez Szwedów w w. XVII pałacu Wiśniowieckich, starożytny, założony w w. XIV kościół franciszkański i drugi — ogromny z dwiema wieżami — jezuicki, przytykający do trzechpiętrowego, potężnego kolegjum, gdzie nauki pobierali apostoł Polesia, błogosławiony Andrzej Bobola, i słynny poeta i historyk Naruszewicz.
Koło kolegjum na rzece odbywał się jarmark na krypach, szuhalejach i innych łodziach, przywożących z dalekich zakątków Polesia wszystko, co wyrabia ten kraj: stosy skór surowych, butów, koszyków, postołów, płótna,
- ↑ Faszyny — cięte pręty wiklinowe dla wzmocnienia brzegów rzek, a w czasie wojny — rowów strzeleckich.