razem dziesięć nabojów... Nie, — ośm, bo dwa na ciebie, bracie, zmarnowaliśmy!
— Pocóżeście spotykali mnie taką salwą? Za wielka, jak dla mnie, parada!
Szydło uśmiechnął się krzywo i odpowiedział:
— Myśleliśmy, że policja przybywa, no i... tego... wypaliliśmy na powitanie...
∗ ∗
∗ |
Przy pomocy włóczęgów, skleciwszy naprędce szałas, Łoski następnego dnia wyruszył na wywiad.
Wskazówki setnika okazały się prawidłowe i ścisłe.
Odszukawszy suche łożysko potoku, zbiegającego z gór, Łoski wykrył pod torfem bogate złoża złota.
Mniejsze i większe kawałeczki żółtego metalu można było spostrzec gołem okiem w wydobytym zapomocą rydla piasku i drobnym żwirze.
— Tak! To — tu! — zadecydował Łoski i powrócił do obozu, gdzie na niego czekali już nowi towarzysze, niecierpliwiąc się bardzo.
— Jakżeż ci się powiodło? Znalazłeś złoto? — pytali drżącemi głosami, chciwie patrząc na niego.
— Oho! Nie tak chyżo przystępujcie do poważnej sprawy! — upomniał ich Łoski ze śmiechem. Lecz spostrzegł natychmiast, że oczy włóczęgów spochmurniały, a usta zacięły się mocno.
— Nie klucz, jak zając, ino — gadaj wszystko! — warknął Kruk i podszedł bliżej.
Łoski poczuł, że ciężką będzie miał z nimi przeprawę, więc szybko ułożył plan postępowania.
— Wpierw, niż czegoś się dowiecie ode mnie, musicie odpowiedzieć mi na jedno pytanie, — oznajmił, wsuwając rękę do kieszeni, w której nosił podarowany mu przez setnika rewolwer, nabity kulami, pożyczonemi u wachmistrza.