Strona:F. A. Ossendowski - Złoto czerwonych skał.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
25

kać we wnętrzu otaczających wąwóz uskoków górskich, młodzieniec zgromadził wokoło siebie towarzyszy i przemówił do nich głosem, nie dopuszczającym sprzeciwu:
— Musimy zmienić plan naszej pracy! Trzeba się śpieszyć, bo lato jest krótkie i zmuszeni jesteśmy wykorzystać ten czas rozumnie. Od jutra zaczniemy przebijać pochyły szyb u podnóża gór, bo tam właśnie znajdziemy najbogatsze złoża. Trzeba też będzie przeciągnąć koryto na większej przestrzeni, aby jak najwięcej złota zostawało na jego dnie.
— Przerwa w robocie... — zamruczał Kruk.
— Tak! — natychmiast odpowiedział Łoski. — Ręczę wam, iż stokrotnie okupi się nam ta przerwa! Więc od jutra zaczynamy! Bądźcie zdrowi!
Skinąwszy im ręką, poszedł ku swemu szałasowi na pagórku, gdzie, zwęszywszy go zdaleka, szczekał już radośnie mały, kosmaty Burek, strzegący „zamku warownego“.
Za odchodzącym młodzieńcem, wzdychając i sapiąc, pokulał nieodstępny Włóczykij.
Praca z przebijaniem szybu trudna była i niebezpieczna.
Ludzie zmuszeni byli rąbać brzozy i świerki i ciosać z nich pale i deski, aby podpierać i umocowywać ścany i sklepienia galerji. Nieraz jednak odrywały się kamienie i kaleczyły pracujących ludzi, których góra nie chciała, zdawało się, dopuścić do ukrytego w jej piersi skarbu.
Myśl ludzka zwalczyła jednak wszystko, a potężna wola doprowadziła do zamierzonego celu.
W głębi zboczy górskich Łoski istotnie wykrył niezwykle obfite gniazdo, gdzie przed wiekami rzeka złożyła małe i duże kawałki złota. W szybie coraz częściej rozlegały się teraz radosne okrzyki, gdy kilof lub rydel pracującego człowieka natrafiał na wielką, połyskującą bryłę drogiego metalu.

Zapasy złota w szałasach rosły z dniem każdym.