Strona:F. A. Ossendowski - Złoto czerwonych skał.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
30

ta. — Zwykła to rzecz!.. Gdy wszyscy spali, zakradał się on do szybu i kopał, aby się nie dzielić zdobyczą z innymi... Często się to zdarza na kopalniach... Teraz mogę wam o tem powiedzieć, bo Kruka już chyba niema na świecie...
— Rozpalcie ognisko, aby rozświetlić szyb! — kazał młodzieniec, a gdy smolne gałęzie świerkowe buchnęły wysokim płomieniem, zaczął się czołgać do wnętrza szybu.
Znalazł tam Szydła, który leżał przygnieciony osypami ziemi i kamieni.
— Pobiegnę po ludzi, aby odrzucili zwaliska, — surowym głosem oznajmił Łoski, lecz Szydło zaczął błagać, aby nie pozostawiał go samego.
— Nie baliście się okradać nas, czegoż obawiacie się teraz? — spytał.
— Panie, panie... — bełkotał Szydło, szczękając zębami. — Tam... tam... leży nieboszczyk. Kruk kopał pierwszy... gdy obsunęła się ziemia... teraz leży tam... martwy.
Nie było chwili do stracenia. Łoski wyczołgał się z galerji, posłał Włóczykija po rydle, sam zaś obudził towarzyszy i sprowadził ich na pomoc.
Wyciągnięto wkrótce Szydła z pogniecionemi nogami i żebrami i zaczęto odwalać kamienie i ziemię, aby dotrzeć do Kruka.
Dopiero wieczorem wydobyli go towarzysze.
Nie żył już, śmiercią przypłaciwszy chciwość swoją i nieposzanowanie prawa.
Wypadek ten zmusił Łoskiego do głębokiego namysłu i rachunku sumienia.
Musiał się przyznać samemu sobie, że i jego też porwała drapieżna chciwość, dążenie do wyrwania ziemi jak największej ilości złota.

— Poco mi ono? I tak nie udźwignę wszystkiego, co mam! — myślał, zły na siebie. — Dziesiątej części starczy mi na zdobycie wolności i rozpoczęcie nowego życia. Dość tego! Jutro wyruszam w drogę!