Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/102

Ta strona została przepisana.

Przez Bodrog i Toplę postępował ku Koszycom, które były niejako stolicą Węgier zbuntowanych.
Posłyszawszy o tem, zdjął czem prędzej oblężenie Wiednia Gabor, a i graf Thurn ku Morawom pośpieszył, lecz z jednego skrzydła szarpał ich jakowyś oddział lisowczyków, a ztyłu napierał wódz cesarski, Dampierre, i do dwóch tysięcy uchodzących wojsk pobił.
Przed Bożem Narodzeniem pułkownik Walenty Rogawski stanął obozem koło Libnecy, na prawym brzegu Dunaju, od tej strony, przed zbuntowanemi krajami, stolicy Ferdynanda broniąc.
Acz sprawiedliwie, po prawdzie, ino nieznośnie i oharnie chełpili się lisowczyki — od hetmana do ostatniego ciury, że koronę na skroni cesarza utrzymali, Wiedeń ocalili i całe państwo od rozkładu i zagłady salwowali, o czem w swem przemówieniu do nich elokwentnie ich przekonał nuncjusz papieski — Karol Karaffa, biskup Aversy, złotousty dostojnik kościoła katolickiego a dziejopisarz niepowszedni. To też butnie sobie z Niemcami poczynali lisowczyki, hołdów i uległości żądali i w byle jakim przypadku po pyskach się prali i nie inaczej jak „pludry“ na nich wołali, a tym tak szpetne przezwisko nie w smak było.


Rozdział VIII.
Fortel pana Andrzeja Lisa.

Ciężką pracę miał pan Andrzej.
Kto inny, mniej rozważny lub bardziej gorący bezwątpienia prędko porzuciłby zamiar zdobycia przełęczy