Usłyszał te swary rotmistrz, strząsnął z duszy smutek i krzyknął:
— Pax vobiscum, waszmościowie! Co się stało? O co spór i zwada?
Do pana Andrzeja zbliżył się Kruszewski i z uśmiechem na czarniawej twarzy rzekł:
— Nic to, panie rotmistrzu! Pogodzą się rychło, bo, jak wykoncypowałem sobie, to „wydra wydrze nic nie wydrze“...
Pan Andrzej zaśmiał się głośno i, trochę chwiejąc się na nogach, ruszył do namiotu, mrucząc:
— Wydra wydrze nic nie wydrze.... a to mu się udała gadka! Wydra... wydrze... cha! cha! cha.
Osłaniające Wiedeń pułki pana Walentego Rogawskiego po zwycięstwie pod Nagy Homoną, jednym zamachem zagarnęły ośrodek cesarstwa.
Mógł to z łatwością uczynić hetman wojska lisowskiego, bo na odgłos sławnej bitwy ciągnęły do niego z Rzeczypospolitej liczne i drobne oddziały ludzi wojennych, zuchwałych, żądnych bitew i zdobyczy, a obok sunęły kupy swawolnego, drapieżnego ludu, łakomego na rabunek i mord, bo dużo duchów niespokojnych, bezdomnych a bitnych po wojnach szwedzkiej, moskiewskiej i po rokoszu Zebrzydowskiego włóczyło się po ziemi polskiej.
To też pan Rogawski tymi ludźmi chorągwie swoje dopełnił i rzucał je po całej ojcowiźnie ce-