Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/122

Ta strona została przepisana.

sarza Ferdynanda, niepokornych pod berło jego naginając.
Obozem stał pułkownik tuż pod stolicą na lewym brzegu Dunaju, a zagony zapuszczał daleko na północ, do morawskiej i czeskiej ziemi, aż do Znaima i Budwejsu, gdzie po nim wodzowie cesarscy roty swoje osadzali i ręką twardą rządzili.
W ziemi węgierskiej, znosząc wojska, wysłane przez Gabora, Rakoczego i Thurna, rzucał pan Rogawski chorągwie swoje aż pod Bodrok, Toplę, Koszyce, Myszle, Szembotoly i Esztergom.
Ośmieleni tem, podnosili broń przeciwko księciu siedmiogrodzkiemu możni panowie węgierscy w Budzie i Peszcie i, zdawało się, że zbliża się koniec wszczętego przez Bethlena Gabora i jego stronników rokoszu, chytrze wspieranego przez sułtana.
Chełpił się pan Rogawski, że cesarzowi chrześcijańskiemu pod nogi ciśnie zbuntowane Węgry, Czechy i Morawy, a wtedy przed tronem jego stanie i rzecze doń:
Ecce sunt milites Poloniae — defensores fidei et regnorum!
To też nie śpieszył się pułkownik do Wiednia, aczkolwiek Dempierre i Boucquoi, wodzowie wojsk cesarskich, w imieniu swego władcy, polskiego wojownika usilnie do stolicy zapraszali.
Zato pan Lipski, delegat królewski, a z nim inni panowie, pod buławą pana Rogawskiego służący, ochotnie do stolicy cesarskiej zjeżdżali, ucztując hucznie, wszędzie z radością i zachwytem podejmowani.
Wśród takich był też pan Aleksander Wolski. Częstym widziano go gościem u panów wiedeńskich tem