bardziej, że spotkał tam znajomka, który niegdyś w Warszawie w orszaku arcyksiężniczki Anny Habsburskiej, pierwszej małżonki króla Zygmunta, wysoki urząd sprawował.
W pałacyku jego często przebywał butny szlachcic, aż, ustąpiwszy namowom przyjaciół, gońca wysłał do Sandomierza z pismem szczegółowem do małżonki, bo i sam tęsknił do słodkiej i rozważnej niewiasty, jaką była pani Krystyna Wolska, nieraz pana Aleksandra w jego ohurstwie i pysze mitygująca.
Objaśniał w swym liście pan Aleksander, że wojsko długo na cesarskiej stronie pozostanie, bo aż do zupełnego wyniszczenia rokoszu i całego kraju uspokojenia, co zaprzysiągł sobie pułkownik Rogawski, a uradowani panowie dworu habsburskiego nad prolongowaniem terminu zaciągu deliberowali w obozie hetmana lisowczyków.
Donosił pan Aleksander, iż w Wiedniu życie nad wyraz wesoło, wygodnie i mile spędzać mogą, bo zaskarbił sobie serca kilku rodów magnackich, a więc na przyjaciołach mu nie zbywa; dla żartu widać, w postscriptum wspomniał o tem, że pułkownik Rogawski lada dzień spodziewa się powrotu pewnego sławnego rotmistrza, którego to dla symulowania bitwy o Gizę w wąwozach Beskidów ostawił w niepłonnej nadziei, że taki nie zginie, gdyż jest to Lis, Andrzejem się przezywający.
W liście swoim nakazywał pan Wolski małżonce, aby, nie zwlekając zbytnio, wraz z Basią do stolicy przybywała, i polecał staremu przyjacielowi, panu Michałowi Kociubowskiemu, aby pachołów dobrą garść uzbroił i do obrony rodziny przystawił.
Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/123
Ta strona została przepisana.