Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Pan Lipski przyjął młodego rotmistrza bardzo sucho i zimno, mówiąc:
— Żadnej consolationem nie mogę waści w jego nieszczęściu dać, żadnej! Przecież mówiłem panu Wolskiemu quod attinet sprowadzenia do Wiednia familji. Contra prudentiam postąpił i będzie miał teraz za swoje! Cóż ja uczynić mogę dla waści? Nic, zgoła nic! Nec Hercules contra plures!...
Jednak pan Andrzej twardy był, więc głowę podniósł i wypalił:
— Wieszasz się, waszmość pan, przy naszem wojsku i personam króla jegomości kreujesz, toć twoja sprawa, aby krzywdy polskich niewiast, szlachcianek nie byle jakich, dochodzić! Owe „nec Hercules“ to byle ciura zaśpiewa i potem albo do szynku pośpieszy albo na posłaniu legnie. Ad honorem Rzeczypospolitej żądam od waści, abyś srodze przed cesarzem za takowy gwałt uskarżać się raczył!
— Waść mi nie praw tu morałów i nie ucz, co mam, a czego nie mam czynić — syknął pan Lipski. — Czołem, waść, nie zatrzymuję!
— Toś taki? — zasyczał rotmistrz. — Tedy posłuchaj, co ci rzeknę, bo oddawna noszę te słowa w sercu. Jesteś zarazą, zakałą wojska całego, bo przed królem i cesarzem, niczem skoczek, pląsasz, aby do łaski największej dojść, która tobie chudopachołkowi zgoła śnić się nie mogła, podbechtujesz wojsko do zbrodni, podszeptujesz, aby luterskie bożnice łupili i palili, ministrów mordowali, bezeceństwa wszelakie czynili, jątrząc przeciwko hetmanowi naszemu, który-to przez dobrotliwość tylko wrodzoną na pierwszej wierzbie ciebie nie powiesił! Persona jesteś w sam raz tak nam