Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— Przecież rozumiem, Jędrku, że musisz — zgodził się pan Rogawski. — Ktemuż wolny jesteś, bo ja już nie hetmanię tutaj...
Westchnął i usiadł na ławie.
— Ja do wielkiego hetmana, pana Stanisława Żółkiewskiego, pobieżę. Może tam się przydam, bo chyba z pięćset szabel pójdzie za mną? — dodał.
— Swoje zrobiwszy, pośpieszę za tobą! — zawołał junak i prosił pułkownika, aby juki zdobyczne i pachołów kilku zabrał ze sobą i do Łęczycy odstawił.
Wyściskawszy przyjaciela, odszedł rotmistrz.
Michałko Drzazga odnalazł już mieszkanie, gdzie się pan Andrzej zamknął i kazał stawić przed sobą swoich jeńców: grafa Szaufburga i pojmanego pod Gizą — Jerzego Seczeniego.
Jurko na rozkaz rotmistrza wypytywał marszałka po niemiecku i wkrótce dowiedział się, że graf Janosz Seczeni branki swoje zamierzał zawieźć do letniego pałacyku w okolicach Esztergomu.
Później kulejący jeszcze Seczeni, do Janosza, swego brata stryjecznego pismo układał, w którem błagał, aby za niego oddał porwane niewiasty i z jasyru tem samem go zwolnił.
Pachołek, wynajęty za dziesięć dukatów, tegoż dnia pomknął do Esztergomu, a pan Andrzej cierpliwie napozór, acz w męce strasznej, którą w sercu miał, czekał.
Na dziesiąty dzień dopiero powrócił pachołek z listem Janosza Seczeniego, który zgadzał się oddać polskie niewiasty, jeżeli koło Nagy-Marosz, w zajeżdzie przydrożnym znajdzie swego brata stryjecznego.
Obiecywał solennie graf, że pośle poczet zbrojny,