Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/24

Ta strona została przepisana.

inni warcholili i po zamtuzach chobotali... — odpalił pan Andrzej i do szlachcica zadem się odwrócił.
— Respons mi dasz za te słowa! — warknął pan Wolski, wściekły i jeszcze bardziej blady.
— To i dobra, ino ta sprawa na później: na wieczór, abo o świcie, a tera nie mam ochoty do deliberowania... — rzekł rotmistrz i spytał pana Rogowskiego: — Czy mam wyjść?
— Do udziału w naradach przeznaczam rotmistrza, pana Andrzeja Lisa — odparł poważnym głosem hetman.
— Wedle rozkazu! — służbowo odrzekł rotmistrz, prostując bary.
Powrócili wszyscy do stołu. Pan Andrzej usiadł przy pułkowniku Kleczkowskim, uważnie nadsłuchiwał, o czem mówili panowie i przyglądał się nieznajomym twarzom cudzoziemskich dygnitarzy.
Byli to graf Michał-Adolf Althann, poseł cesarza imperjum rzymskiego narodu niemieckiego, węgierski graf Jerzy Humanay, oraz, bawiący w Polsce hospodar wołoski, Raduła.
Przerwane obrady zagaił graf Humanay, mąż poważny, stateczny, a polską mową, acz trącącą obcem brzmieniem, posługujący się z łatwością.
— Jako wiecie, czcigodni i znamienici waszmościowie, panie hetmanie sławny i glorją okryci panowie pułkownicy, admirationis digni wojska, o którem fama do kronik na wieczne czasy już ingressit, wiecie waszmościowie, że wraz ze znamienitymi panami naród Polonji, nam braterskiej, przystąpić zamierza do „Żołnierki Chrześcijańskiej“, co to bronić wiary katolickiej ad animae exhaustendum przysięgła. Otóż wierzajcie mi, a druh cesarski, prześwietny graf Mi-