sprawą całą pokierować należy, i o niej z hetmanem, panem Koniecpolskim, naradzał się.
Pan Stanisław Koniecpolski, lubujący się w wojennych ludziach, za jakowych lisowczyków oddawna miał, głową kręcił i długą brodę głaskał, mrucząc do siebie:
— Ja ci powiadam, mopanku,[1] że wypuścić raroga łacno, a nazad zwabić — poczekać trza, aż się nalata, ja ci powiadam, mopanku, umęczy się i spokornieje.
Nie wypowiedział tej myśli przed osobą króla, tylko mruczał coś i prychał.
— Hostes patriae stali się ci kozacy, panie hetmanie? — pytał król stroskany. — Nie inaczej — ino hostes patriae! Horribile dictu!
Wreszcie przestał parskać pan Koniecpolski i tak rzekł chytrze:
— Wojsko to mocno w służbie Rzeczypospolitej zasłużone i adminirationis dignum, najjaśniejszy panie... Gdyby nie owa swawola i rumor wkoło ich imienia, toby każdego w złotą brać oprawę należało... Ja ci powiad...
Pan hetman urwał, przypomniawszy sobie, że przed majestatem królewskim stoi i, odchrząknąwszy, dalej prawił:
— Powróciły te chorągwie bitne ad limites patriae z ogniem bitewnym w sercach, boć to tyle leci szablą machało i życiem swojem szafowało, aż się stała ta zabawa dla nich, jako panis cotidianus. A tu nagle pax, chowaj serpentyny, do domów na przypiecki idź... Nie w smak to im poszło, bo contra consuetu-
- ↑ Hetman w mowie często tych stów używał.