Była podobna do człowieka, i miała na sobie grubą, przypominającą sukno, tkaninę. Zdawało się podróżnikom, że widzą przed sobą potwornego starego karła z bajki. Ogromna głowa, pokryta rzadkiemi siwemi włosami, głowa bez oczu, z czołem, jakby zwisającem nad drobną, pomarszczoną twarzą, z trudem, zda się, trzymała się na cienkiej, przezroczystej szyi. Cienkie ręce były również przezroczyste, tak, że można było dokładnie rozróżniać kości.
Więc zdawało się, że to jakaś lodowa półroślina, półzwierze, stworzone przez kaprys natury, przybrało na się zewnętrzne formy człowieka.
Na jednej nodze, silnie przytwierdzona do obuwia, błyszczała metalowa skrzynka z rzędem obracających się kółek, na drugiej zaś pozostały tylko strzępy porwanych rzemieni. Ze skrzynki wydobywał się jeszcze dymek, i słychać było cichutkie wybuchy.
Zrozumieli tedy, że jeden z tych motorów wyrwał się z pod nogi niezwykłej istoty i umknął sam pozostawiając na śniegu ślad, który ich tutaj przyprowadził.
Bezoczna istota była żywa. Oddychała powoli, chwilami głęboko, jak ginąca ryba, rozszerzając bezzębne usta, i nawet usiłowała powstać.
Podróżnicy, nie rozumiejąc, spoglądali na ten dziwotwór, i nagle uczuli, że ta wstrętna, bezoczna głowa przecież na nich z wytężeniem patrzy. Wyczuwali sobą ciężki, kolący wzrok, lecz na tej straszliwej twarzy nie zauważyli jednak niczego, oprócz ciemnych plam tuż pod olbrzymiem czołem.
Dziwotwór poruszył nagle ręką i przyłożył ją do głowy, zwracając ją ku górom. Następnie mach-
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/111
Ta strona została przepisana.