Bardzo grube szyby, pokryte dziwnym dla europejczyka rysunkiem z łamanych linij, tworzyły ściany tej kabiny.
Lamp tu nie było, lecz świeciły się wszystkie przedmioty i sączyły wokoło jasne, a łagodne światło. Miękkie meble, dziwne swą formą, nadające się raczej do leżenia, niż do siedzenia, pokryte były cienką jedwabistą materją błękitnego koloru; takiż dywan, miękki i gruby, pokrywał całą podłogę.
Karła złożono na kanapie, a on natychmiast skinieniem ręki poprosił, by weszli, i coś w rodzaju uśmiechu pojawiło się na jego twarzy.
Reinert zawachał się wtedy i z trwogą spojrzał na Stenersena.
Karlsen niepokoił się również i nie zdejmował oczu z twarzy kapitana, a kiedy ten stanowczym krokiem wszedł do kabiny, szczęśliwy uśmiech rozświetlił twarz dziennikarza; obejrzał się na Reinerta i wszedł również do kabiny.
Stary uczony zaś wydobył swą księgę, pisał coś długo, wreszcie zostawił ją na śniegu i spokojny już i opanowany wszedł za towarzyszami.
Kiedy drzwi za nim się zatrzasnęły, kabina zadrżała, i coraz zwiększając szybkość, sunęła gdzieś w głąb ziemi.
Profesor i Stenersen milczeli, Karlsen zaś podszedł do karła i starał się rozpocząć z nim rozmowę. Lecz dziwotwór kiwał tylko głową i bezdźwięcznie poruszał ustami.
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/116
Ta strona została przepisana.