Gdy kabina zatrzymała się, karzeł, najwidoczniej tracący ostatek sił, ukazał głową na błyszczącą rękojeść, umieszczoną ponad kanapą.
Stojący najbliżej Stenersen obrócił rękojeść, i w tejże chwili usłyszano zgrzytanie żelaza i czyjeś ciężkie kroki po metalowym pomoście. Drzwi kabiny szybko się otworzyły, i z mroku błysnęły zielonemi ogniami wielkie, nieruchome oczy.
Podróżnicy odstąpili w przerażeniu chwytając za rewolwery, karzeł zaś wyciągnął rękę i zakreślił nią szeroki krąg. Oczy natychmiast pociemniały, i potwór, ciężko stąpając, wszedł za próg kabiny.
Stenersen i Reinert stali bez ruchu, i tylko Karlsen, opanowawszy się prędzej, niż towarzysze, z ciekawością przyglądał się potworowi.
— Cóż on mi przypomina? — myślał dziennikarz i starał się wskrzesić w pamięci dawno zapomniany obraz. I nagle wspomnił.
To było dawno. Towarzyszył wtedy bogatemu półwarjatowi w podróży naokoło świata w charakterze człowieka, władającego kilkoma językami.