Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/121

Ta strona została przepisana.

moimi gośćmi, i ja rad będę, jeśli czuć się będziecie tu dobrze.
Przyjaciele, których ogarnęło zdumienie, nie zdążyli jeszcze ochłonąć, kiedy drzwi wozu otwarły się, i oto zobaczyli, że znajdują się u podnóża wspaniałych schodów. Szerokie stopnie tych schodów ułożone były z grubych płyt księżycowego kamienia a obramione po bokach lekkiemi sztachetkami z akwamariny, z misternie rzeźbionemi słupkami.
Karzeł szedł naprzód, podtrzymywany przez profesora, rozglądającego się ciekawie na wszystkie strony.
Na górnej terasie oczekiwały na nich takież potwory, jak i te, które niosły ich na brzegu gorącej rzeki.
One upadły przed karłem zupełnie się spłaszczywszy, a on stał nad niemi drżący, poruszając słabemi rękoma i chciwie mlaskając wargami.
W ogromnej sali, do której karzeł wprowadził swoich gości, królowało również fioletowe światło, lecz, przechodząc poprzez ściany zbudowane z płyt różnych minerałów, zmieniało swe odcienia i sprawiało, że ten przepiękny pałac stawał się coraz fantastyczniejszym.
Niewidziane nigdzie rośliny, podobne do palm kentji i latanji, lecz z czerwonemi liściami i pękami złocistych kwiatów, rozprzestrzeniających odurzającą woń, tworzyły w kątach malownicze grupy; kolumny z berilu, żółtych topazów i ametystów, z kapitelami ze złotych żmij i jaszczurów, wijących się z poza olbrzymich pereł, podtrzymywały lekki z górskiego kryształu strop, niewielkiemi krawędzio-