Warczały tutaj różne warsztaty, zgrzytały piły i huczały młoty.
Po drugiej zaś stronie podziemia, poza potężnemi kratami z grubych, żelaznych pałek, pracowały najpotężniejsze potwory. Szedł stamtąd gdyby głuchy jęk i krzyk, to znowu ciężki oddech, a czasem dziwny szept lub złowrogi świst. To były maszyny. Błyszczące olbrzymy z szybko poruszającemi się częściami swego stalowego ciała przedstawiały sobą wielopiętrowe urządzenia ze skomplikowanemi systemami kół, z grubemi, przypominającemi pnie prastarych drzew walcami, z potężnemi łącznikami i pasami, i z prędko poruszającemi się tam i nazad kolankowemi drągami.
Z pod ziemi ciągnęły się ku tym maszynom grube przewodniki, i takież czarne żmije splątanych drutów szły zewsząd ku stropowi.
Z poza kraty spoglądały na przybysza zdumione twarze ramisów.
Towarzysz Karlsena dał jakiś znak, i wtedy otwarła się krata, a dziennikarz, oczywiście, wśliznął się zręcznie za wchodzącym ramisem. Z ciekawością zaczął oglądać maszyny, gdyż nie widząc parowego kotła, nie mógł odgadnąć, gdzie się znajduje źródło ruchu tych niezwykłych olbrzymów.
Ramisy, obsługujące maszyny, zrozumiały jego zdumienie, i podszedłszy, ukazały mu okno, znajdujące się pod maszyną.
Karlsen zobaczył dwa potężne słupy, występujące z ziemi. Wygląd metalu obu tych słupów był mu zupełnie nieznany. Pomiędzy końcami tych słupów trwała bez przerwy gęsta warstwa iskier.
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/148
Ta strona została przepisana.