Ramis, wziąwszy na plecy snop kajdan, ruszył w stronę domu. Karlsen poszedł za nim. U wejścia leżał trup ramisa, z przebitą kulami głową. Kiedy znaleźli się już we wnętrzu, i ramis zawył głucho i krótko — nikt mu nie odpowiedział. Wtedy krzyknął także człowiek, i natychmiast w górze rozległy się radosne, podniecone głosy. Karlsen bystro pobiegł na górę, i w wielkim pokoju z oknami, opatrzonemi grubemi kratami, zobaczył rzucających się ku niemu ludzi — dziesięć kobiet i dwuch mężczyzn.
Jedna z tych kobiet natychmiast go zapytała:
— Czy pan z Norwegji?
Ojczysty język wzniecił w dziennikarzu burzę szalonej radości. Krzycząc nieskładnie opowiadał, biegał od jednej do drugiej kobiety, rzucał co chwilę nazwisko Stenersena, i cieszył się, jak dzieciak.
— A gdzie jest Stenersen? — pytała młoda, blada dziewczyna, ta sama, która zadała mu pierwsze pytanie.
Dziennikarz wtedy nagle zrozumiał:
— Pani jest panną Kielland? Tak? Panną Martą Kielland? Tak?
— Tak.
— Hej! To się ucieszy Stenersen! — krzyczał już zgoła nieprzytomnie Karlsen — Wychodźcie!
Prędzej wychodźcie!
Wyprowadził ich na polanę i usadził w automobilu. Następnie kazał jechać, i zdumiony ramis był jednak posłuszny. Kiedy się znaleźli na głównej drodze, Karlsen znakami pokazał potworowi, że jechać chce w dół rzeki, a kiedy znaleźli się u wejścia
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/153
Ta strona została przepisana.