Jakoż wkrótce już kabina drgnęła i ruszyła z miejsca, a fioletowe światło odnowa zajaśniało wszędzie.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Na powierzchni ziemi oczekiwał ich oddział marynarzy z „Kapitana Stenersena” pod dowództwem jednego z oficerów.
Gude i Simonsen, nie doczekawszy się powrotu komendanta, śladem nart dotarli do baszty i znalazłszy notatnik profesora, natychmiast powrócili na brzeg i wezwali pomocy.
Z okrętu dostawiono nawet armatę i wzięto ją ze sobą na wszelki wypadek, a wszyscy marynarze byli uzbrojeni.
To też wyjście podróżników z baszty powitane zostało radosnym krzykiem załogi. Karlsen, uczyniwszy znowu swoje magiczne gesty przed oczyma ramisa, dał mu wielki kawał czekolady i rozkazał wracać.
Ubrawszy ocalonych w zapasowe futra, które zostawiono w obozie na szczycie, udano się na okręt, po raz ostatni obrzuciwszy spojrzeniem przeklętą dolinę, w której grób znalazły niemal wszystkie zesłane na wyspę Harveya kobiety, i w której pod grubym pokrowcem śniegu i lodu spała snem wiecznym, zabita przez surową zimę polarną, matka panny Marty Kielland.
„Kapitan Stenersen”, obawiając się pogoni podwodnych łódek kampartów, popłynął nie ku wyspie