chami przepięknych, wąskich rąk, o długich, cienkich palcach, poprawiała włosy, i coraz bardziej mieszała się pod zachwyconem spojrzeniem marynarza. Zaczerwieniwszy się aż po szyję, powiedziała nareszcie nienaturalnie surowym głosem:
— Ja... Marta Kielland, córka jednej z waszych niewolnic, kapitanie... —
— Co? — drgnął Stenersen — Jakto? Pani jest córką tej, o której opowiadają tyle strasznych rzeczy?! Przecież to ona, matka pani, wynalazła materjał podpalający?! —
— Nikt z nas temu nie zaprzeczy! — dumnie podniósłszy głowę, odrzekła panna Kielland. — Tak, to moja matka. Lecz przystąpmy do sprawy... —
Dziewczyna ścisnęła ręce, znowu bardzo wzruszona.
— Kapitanie — mówiła po chwili — Wyrusza pan zaraz na morze. Niech mnie pan weźmie ze sobą w charakterze uwięzionego pasażera. Ja nie mogę opuścić swej matki! Ona chora, stara kobieta! Kapitanie, przecież pan miał także, a może ma jeszcze matkę! Pan rozumie, jak to ciężko, jak strasznie... —
— Dobrze. Przyjmę panią na mój okręt — po długim namyśle powiedział Stenersen. Ale pojedzie pani w charakterze zwykłego pasażera. Muszę panią także uprzedzić, że najprawdopodobniej odwiozę aresztowanych na jedną z wysp Antarktydy. —
— Tam zostanę — po prostu odpowiedziała.
W godzinę po tej rozmowie dziewczyna siedziała już w wygodnej kajucie, a na pokładzie grzmia-
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/26
Ta strona została przepisana.