ły łańcuchy, wyciągające kotwicę, i rozlegał się gniewny głos Stenersena, wydającego ostatnie rozkazy, dotyczące wyjścia z portu.
Na pełnem morzu Stenersen nudził się, jak nigdy. Było to bardzo proste. W czasie zwyczajnych podróży na okręcie było szumnie i wesoło. Pasażerowie urządzali różne zabawy, i obecność ludzi przerywała monotonję długiej podróży.
Teraz wszystko było inaczej. Na pokładzie znajdowali się tylko dyżurni marynarze, jakoś żałośnie patrzący za burtę, i od czasu do czasu rozlegał się krzyk:
— Statek wojenny z prawej burty! —
— Żaglowiec za rufą! —
I Stenersenowi wydawało się, że okręt wiezie ładunek trupów.
Cicho i spokojnie było w więziennych kajutach, i nawet nocą, kiedy wszystkie dźwięki stają się głośniejsze i wyraźniejsze, komendant napróżno wytężał słuch, by usłyszeć choć jedno głośne słowo. I napróżno szukał spotkania z panną Martą Kielland, która czas cały spędzała z aresztowanemi, rzadko nawet na noc udając się do swej kajuty.
I dopiero, kiedy „Ocean” zaczął się zbliżać do zwrotnika Raka, zobaczył ją wczesnym rankiem na pokładzie.
Słońce stało jeszcze nisko nad horyzontem, lecz morze odbijało już jego rozpalone promienie, sycące żarem pokład i rozciągnięte nad nim płótno. Dziewczyna siedziała smutna i obojętnie przypatrywała się wielkiej łodzi z żaglami.
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/27
Ta strona została przepisana.